11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
Stara gwardia i jej młodzi adwersarze o losach strefy przemysłowej

           Pierwszy wrześniowy numer tygodnika  „Twój Głos” zgodnie z zapowiedzią  opublikował ankietę przeprowadzoną wśród lokalnych polityków opiniującą  jakie powinny być losy strefy przemysłowej pod obwodnicą Miasta. Czy ma ona czekać na wartościowy przemysł dla którego przygotowano w niej m.in. odpowiednie 10-hektarowe działki, czy rozprzedać ją szybko po podziale na drobne działki. Odpowiedzi ujawniły różnicę myślenia między „starą gwardią” a „młodymi czterdziestolatkami”. Przytaczamy je bez wstępu, bo nasze poprzednie teksty w Czasie Garwolina wielokrotnie opisywały jawne i niejawne interesy ukryte w grze o strefę. Wyróżnienia tekstu pochodzą ode mnie.

               Przewodniczący Rady Miasta Marek Janiec (SdG):

„Osobiście uważam, że ceny za metr kwadratowy działek [wyznaczone przez starostwo] są zdecydowanie za wysokie. Często w Internecie monitoruję miasta podobne do naszego, które wystawiają działki w strefach przemysłowych do sprzedaży w przedziałach 50-70 zł za metr kwadratowy, np. Bochnia.

Gdyby to ode mnie zależało, obniżyłbym ceny działek nawet o połowę, ponieważ uważam, że wówczas znaleźliby się nabywcy, którzy zainwestowaliby w strefę przemysłową w Garwolinie, co dałoby nowe możliwości i miejsca pracy dla wielu mieszkańców miasta i powiatu garwolińskiego.

Sam rozmawiałem z dwoma dużymi firmami, które nie są przerażone wielkością 5-10 hektarowych działek. Kluczowe pytanie – czy lepiej czekać kilka lat próbując uzyskać wysoką cenę za metr kwadratowy i zbić na tym jednorazowo majątek, czy sprzedać natychmiast znacznie taniej, w efekcie dając zatrudnienie kilkuset bezrobotnym osobom, co wpłynęłoby na rozwój naszego regionu?”

             Poseł PiS Grzegorz Woźniak:

Nie widzę problemu ani w wielkości działek, ani w ich przeznaczeniu. Uważam, że głównym problemem jest cena, za jaką powiat chce działki sprzedać. W stosunku do pierwszych sprzedawanych przeze mnie [jako ówczesnego starostę] kilka lat temu działek w strefie, obecna cena za metr kwadratowy jest 50% większa. To są ceny dużej aglomeracji, a Garwolin leży w oddaleniu od Warszawy.

Ponadto, gdy byłem starostą, dobrze współpracowało mi się z radą miasta, choć pierwsze spotkania były burzliwe. Obecnie widzę, że takiej współpracy nie ma, a to też jest problem. Uważam, że samorząd powiatowy powinien umieć nawiązać współpracę z radą miasta, a nie tylko narzucać swoje zdanie.

Problemem jest też obecne podejście [starostwa] – należałoby dotrzeć do instytucji, które mają kontakt z przedsiębiorcami z zagranicy.

Warto też wykorzystać możliwości polityczne – ta sama koalicja rządzi i powiatem, i państwem.”

               Burmistrz płk Tadeusz Mikulski:

„Moim zdaniem należy przede wszystkim doprowadzić do zmiany zapisów planu przestrzennego zagospodarowania dla strefy dotyczących powierzchni działek. A to może uczynić tylko rada miasta poprzez podjęcie stosownej uchwały.

W obecnej sytuacji gospodarczej Polski i Europy znalezienie podmiotu, któremu do prowadzenia inwestycji potrzeba 10 ha gruntu graniczy z cudem.

Największe ożywienie gospodarki lokalnej i krajowej wnoszą małe i średnie przedsiębiorstwa. A takie nie są zainteresowane pozyskaniem wielohektarowych gruntów nie tylko ze względu na cenę, ale przede wszystkim ze względu na późniejsze koszty budowy zakładów, zagospodarowania terenu i rozwinięcia działalności gospodarczej.

Trzeba również pamiętać, że samorząd powiatowy też chce inwestować. Blokowanie zmiany zapisów mpz ogranicza powiat w możliwości sprzedaży działek, a to z kolei jest blokowaniem rozwoju gospodarczego miasta.”

              Stanisława Prządka, posłanka SLD:

„Powodem dla którego trudno jest pozyskać inwestora, chcącego zaangażować własne środki w garwolińskiej strefie, jest problem wielkości działek. 10-hektarowe działki, które zostały przyjęte w uchwale rady miasta, są w odbiorze inwestorów terenem za dużym.

Działki nie muszą być wszystkie jednej wielkości, wystarczy zróżnicować ich wielkość i dostosować się do potrzeb inwestorów.

Musimy wsłuchać się w głos przedsiębiorców, a bardziej elastyczne i otwarte podejście do sprawy na pewno zachęciłoby ich do wejścia na teren Strefy. Ponieważ ta sprawa leży w rekach rady miasta, ale także rady powiatu, to powinny one w tym zakresie przyjąć jakieś uzgodnienia i wyjść naprzeciw oczekiwaniom przedsiębiorców.

Tu jest absolutnie potrzebny jakiś konsensus, który doprowadzi do wyjścia z trwającego już dwa lata pata, na którym tracą wszyscy – przedsiębiorcy, miasto, bezrobotni i całe społeczeństwo.”

           Nie mogę tu nie zauważyć, że właśnie w stanie obowiązującym obecnie w południowej części strefy  i s t n i e j ą  działki mniejsze, a duże działki leżą „pod McDonaldem”. Postulat pani poseł został zrealizowany w momencie uchwalania obowiązującego mpz, konsensus osiągnięto już 4 lata temu.

            Na koniec opinia starosty Marka Chciałowskiego (PSL):

„W dobie informatyzacji, automatyki, inwestor nie potrzebuje już wielkich powierzchni. My jako samorządowcy powinniśmy stworzyć dla jego działalności jak najlepsze warunki. Należy przygotować taki  plan przestrzennego zagospodarowania, aby był on jak najbardziej przyjazny dla rozwoju gospodarczego miasta.  To w powstających zakładach mieszkańcy znajdą zatrudnienie, a na terenie rozwijającego się miasta osiedlą się, zrobią zakupy. To z tego miejsca do miasta wpłyną podatki. Dziwi mnie fakt takiego uporu i niechęci do wprowadzenia zmian planu przestrzennego zagospodarowania – zmiany polegałyby na zmniejszeniu m.in. powierzchni działek i przekształceniu z przemysłowych na przemysłowo-usługowe. Jeśli przyszły inwestor potrzebowałby większą powierzchnię, to zakupiłby 2 lub 3 sąsiadujące działki. Rozszerzenie oferty dawałoby większe możliwości inwestycyjne.”             

          A więc znikłoby miejsce pod dużą fabrykę, jedyne gotowe do natychmiastowego zagospodarowania w każdej chwili. Oczywiście możliwość kupowania miejsca na zasadzie skupowania rozdrobnionych działek, w przepychance z lokalnym przedsiębiorcą który upatrzył sobie "hektar" w środku pożądanego przez przemysłowca terenu i licytuje go nieprzytomnie wysoko, to w praktyce żart na odczepkę.

              I tylko lokalni przedsiębiorcy bazujący na współpracy z sektorem publicznym mogliby ulokować w rozparcelowanych gruntach strefy pieniądze zarobione na zamówieniach publicznych, a z wpłaconych przez nich pieniędzy sfinansowano by kolejne inwestycje publiczne, na których przedsiębiorcy ci zarobiliby kolejne duże pieniądze.

             Dziennikarz Jarosław Staszczuk przeprowadził pożyteczną ankietę.

                                                                                                               Andrzej Dobrowolski

A tymczasem w Warszawie …

http://www.czasgarwolina.pl.

.